Wyprawa siedmiodniowa (29 kwietnia – 5 maja), chociażby ze względu na długość, jest sama w sobie bardzo trudna. Ta była wyjątkowa, bo w okresie tzw. majówki mieliśmy pogodowy skrót całego roku. Szliśmy po śniegu, nad ranem kałuże i potoczki były zamrożone, mieliśmy wiosenny ciepły deszcz i ostre słońce, które nas mocno opaliło, był upalny dzień wymagający krótkich spodni i letniej bluzki oraz zimny deszcz uprzykrzający całodniową wędrówkę. Grupa była jednak obyta z takimi warunkami i nawet dwa dni z ponad 30km. trasą (wtedy właśnie padał deszcz) nie sprawiały wytrawnym turystom zbyt dużo trudności. Tak się złożyło, że po długich trasach czekało smaczne jedzenie. Jednego dnia (niedziela) był rosół, pierś kurczaka z ziemniaczkami i surówką, innego kotlet z dodatkami, a 3 maja mieliśmy solidny gulasz z kaszą, surówkami (buraczki, kapusta, ogórek) i kompotem. Obiadokolacje w schroniskach (3 noce) były trochę skromniejsze (naleśniki, pierogi, żurki, kwaśnice, bigosy). Można było na kolację zrobić sobie jeszcze zupkę, słodką chwilę , czy „docisnąć się” konserwą i chlebem. Śniadania tradycyjnie, to było to przygotowanie i dzielenie się wspólnym posiłkiem, a na trasie batony, czekolady i chleb z konserwą. Jedzenia nam starczyło, ale wiadomo - było to turystyczne (konserwy, pasztety, sery i batony energetyczne) menu. Ostatniego dnia rozdzieliliśmy zapas jedzenia i kto co niósł na plecach, to zabrał do domu.
Przeszliśmy w ciągu 7- dni 166km i mieliśmy w nogach 54 godz. marszu. Zaliczyliśmy wszystkie wymagane do dużej odznaki GOT punkty (Dubne, Pusta Wielka, Jaworzyna Krynicka, Radziejowa, Wysoka, Przełęcz Szopka, Gorc, Kudłoń) i przez wiele dni szliśmy z całym ekwipunkiem na plecach. Kiedy wiele lat temu (w 2015 roku) naszą pierwszą wyprawę czterodniową (Krzysztof B., Maksymilian B., Paweł P., Wiktoria K i Konderlowie) nazwałam turystyczną maturą, to tą należałoby nazwać obroną dyplomu turystycznego. Nasza grupa w schroniskach budziła podziw innych turystów. Wszyscy byli zmęczeni a największe słowa uznania należą się Oliwce. Chłopcy mieli niespożyte siły i wieczorami zasiadali do gier stolikowych, a nie zawsze były to karty. Ostatniego dnia nawet wstali przed 5.00, by zakończyć wyprawę wymarszem na najwyższy szczyt naszej wycieczki, czyli na Turbacz (1310m npm) i tam podziwiać wschód słońca. Ostatni dzień, to tylko 16km zejścia do Rabki Zdroju, gdzie zakończyliśmy wyprawę dużymi pizzami i po zapakowaniu do dwóch aut wróciliśmy do Ustronia. Tradycyjnie przy szkole miało być zakończenie wycieczki, ale jeden z uczniów zostawił bagaże i zniknął. Okazało się, że pobiegł na boisko, gdyż jego drużyna grała mecz. Tą postawą Piotrek pokazał, że po przejściu tylu kilometrów i spaniu w różnych warunkach ma się siłę do uprawiania sportów.
Wycieczka należała do bardziej udanych a towarzyszący nam widok zaśnieżonych Tatr spowodował, że niektórzy myśleli już o następnej wycieczce w te najwyższe góry Polski.
Dziękuję za wycieczkę w Beskid Sądecki, Pieniny i Gorce i zapraszam w TATRY.
Dodała: M. Szymańska-Kukuczka
Zdjęcia: M. Szymańska-Kukuczka